Jak zwykle w czasie przerwy wakacyjnej (ktora sobie sama ukulalam w tym roku, a co!) z pisaniem jest ciezko. Kwitnie mi fotografia, pamietnik ma sie dobrze, listy sa pisane, ciasta pieczone, rozmowy lekkie i ciezkie sa przeprowadzane, spacery wychodzone wiele razy, konie objezdzone w te i spowrotem po wszystkich okolicznych lakach, koty wymiziane w slonku, a w moim interntowym swiecie cisza. Czasem sie zastanawiam czy przypadkiem czas spedzany w intenecie nie jest odwrotnie proporcjonalny do ciekawosci zycia w swiecie realnym. Chociaz nie - to czas spedzany na facebooku jest odwrotnie proporcjonalny do jakosci zycia w realu. Im wiecej cie na facebooku tym wieksza szansa, ze nie ma cie gdzie indziej i jestes smutny. Ale na facebooku jestes swoja wersja na sterydach - kolorowa, ciekawa, wesola, towarzyska, zabawna i tak przypominajaca siebie, ze moglibyscie sie minac na ulicy i zupelnie nie zauwazyc. Uwazajcie na facebooka - to klamca wszechczasow.
Ale nie o tym mialo byc. Jak zwykle nie bede probowac nadrobic zaleglosci letnich - lato bylo i sie skonczylo. W miedzyczasie skonczyly sie tez studia i prawie skonczylo mi sie mieszkanie. Jak sie okazuje o nowe mieszkanie nielatwo, a Londyn zupelnie slusznie uwazany jest za jedno z najdrozszych miast swiata. Za pieniadze, ktore obecnie wydaje na mieszkanie w Bristolu (w jednej z lepszych dzielnic, w duzym i ladnym mieszkaniu ze zmywarka i w ogole) moge sobie w Londynie ewentualnie kupic kartonowe pudelko i postawic pod stacja metra. Chociaz chyba nawet nie pod stacja metra, bo to z reguly dobre lokalizacje, a co za tym idzie - drogie. Na wyscielanie mojego kartonu trocinami juz mi nie starczy. Nie ma co nawet pytac o ciegniecie do pudelka kanalizacji - bedzie mnie obmywal deszcz angielski - on wydaje sie byc za darmo i dla wszystkich. A gdybym go miala dosc, rozloze nad swoim kartonem parasol. Kartonik bedzie ciasny, ale wlasny. Zeby dorownac poziomem na jakim zyje obecnie (pod wzgledem miejsca i mieszkania), w Londynie musialabym trafic szostke w totka. Albo jakiegos angielskiego ksiecia, a ci sie szybko koncza wiec szanse sa jeszcze mniejsze niz wygrana na loterii. Jak Hugh Grant mogl sobie pozwolic na wynajmowanie (posiadanie?!) domu w Notting Hill prowadzac ta mala, pusta ksiegarnie z ksiazkami podrozniczymi?? Ja sie pytam jak, skoro wynajecie pokoju (bez lazienki, ale za to z umywalka i jedno-osobowym lozkiem) kosztuje w tej dzielnicy ponad 1000 zlotych na tydzien. TYDZIEN. 200 funtow brzmi mniej imponujaco, ale po miesiacu robi sie z tego prawie dziewiec stow. Sami sobie przeliczajcie waluty. Filmy klamia. Zycie to nie bajka i Hugh tez zasuwal by po przedmiesciach w kartonowym pudelku ze swoja kariera. Zegnajcie cup-cakes z Hummingbird Bakery, witajcie masarnie "we sell halal meat" w Tooting. Co to kurcze jest ten caly 'halal'? (ok, przesadzam - wiem co to halal, ale do szczesliwej diety mi to potrzebne mniej wiecej jak zapalki do odpalania silnika w samochodzie). Kiedy mowia Wam, zebyscie nie zapuszczali sie za daleko na od poludniowego brzegu Tamizy, to wiedza co mowia. Chyba, ze jestescie amatorami mocnych wrazen. Po co komu wyjazdy do dalekiej i odleglej Azji w poszukiwaniu prawdy? Poludniowy Londyn rownie skutecznie, ale duzo taniej uswiadomi Wam Wasza etnicznosc i status spoleczny, i nagle poczujecie, ze czas moze zakwestionowac swoje wlasne strefy komfortu, bo sa duzo ciasniejsze niz przed wycieczka do Tooting Wam sie wydawalo. Londyn to prawdziwy tygiel kultur - to wnioski po pieciu dniach szukania tam kata dla siebie i swoich gratow. Ciekawe co bedzie dalej. Jak to mowia w radiu - stay tuned.
Na koniec bedzie sloneczna, walisjka Walia (wyrazenie jest autorstwa Oscara B. a mnie sie tak podoba, ze je sobie pozyczylam) jako ostoja spokoju i normalnosci. Tam nie musicie sie martwic mieszkaniami - jesli niczego nie znajdziecie do swojego stada przyjma Was wszechobecne owce.